czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 27

-Puść ją, bo będzie po tobie... A ty Sophie, podejdź tu do mnie i powiedz temu frajerowi że nie jest wart niczego i nikogo!- facet wycelował w nas
-Nie rozkazuj jej... - powiedział Harry trzymając mnie za rękę
-Sam chciałeś gówniarzu... - po tych słowach usłyszałam strzał, po chwili Harry leżał już na ziemi w kałuży krwi...
********************************************************************************
Obudziłam się zlana potem. Wzięłam zegarek do ręki, 2:47. To był sen... To był tylko cholerny sen! Spojrzałam obok siebie, Harry spał wtulony w kołdrę. Położyłam się koło niego i wpatrywałam się w sufit.
-Teraz na pewno nie usnę... - powiedziałam do siebie i wstałam z łóżka
Zeszłam do kuchni. Wzięłam szklankę i nalałam sobie do niej wody z kranu. Na półce znalazłam jakiś lek przeciwbólowy i zażyłam go. Myślałam że głowa zaraz mi eksploduje. Podeszłam do drzwi wejściowych i sprawdziłam czy są zamknięte, nie były. Cofnęłam się o krok i wpadłam w lampę. Krzyknęłam. Wystraszyłam się i pobiegłam do góry, patrząc cały czas do tyłu czy ktoś za mną nie idzie. Wpadłam do pokoju jak burza i obudziłam Harry'ego.
-Harry... Czy zamykaliście drzwi gdy szliście na górę? - zapytałam drżącym głosem
-Tak, sam je zamykałem. Ale o co chodzi? Coś się stało? - zapytał przecierając oczy
-Bo właśnie... Te drzwi są otwarte... - spojrzałam na niego zdenerwowanym wzrokiem
-To może któryś z chłopaków wyszedł na dwór i zapomniał zamknąć drzwi... Nie wiem... Ale tutaj nic ci się nie stanie - przytulił mnie do siebie
-Harry, ale ja się boję... - powiedziałam, łzy zaczęły mi kapać samoczynnie
-Ejj, ejj... - spojrzał mi w oczy - Nie płacz...
-Ale to mnie już przerasta, rozumiesz? Nie wytrzymuje nerwowo... Może to dla was błahostka, ale ja cały czas go widzę... On mi się nawet zaczął śnić i przypomniało mi się dzieciństwo...
-A co się sta... - nie skończył, bo usłyszeliśmy z pokoju na przeciwko straszny krzyk, krzyk Rose
Szybko wypadłam z łóżka i pobiegłam tam. Zobaczyłam Louis'a, który stał w samych bokserkach pod ścianą i Rose, która była cała we krwi.
-Coś ty jej zrobił?!? - spojrzałam na Lou z pod oka
-Nic... Na prawdę... Było wszystko w porządku, ale potem zaczęła wrzeszczeć, ja jej na prawdę nic nie zrobiłem... Nic jej nie jest? - spytał i podszedł do mnie
-Co ja jestem lekarz idioto!?! Skąd mam wiedzieć! - podeszłam do niej i przytuliłam ją - Już, spokojnie... Zaraz pojedziemy do szpitala, wszystko będzie dobrze... - zaczęłam mówić cichym, stłumionym głosem
Nawet się nie obejrzałam, a wszyscy byli w tym jednym pokoju i patrzyli co się dzieje.
-Nie patrzcie tak, noo! Trzeba ją zawieźć do szpitala!
Po 20 minutach byliśmy w szpitalu, ja, Harry, Louis i Rose. Reszta została w domu. Pielęgniarka wzięła ją na  blok operacyjny, a nam kazała czekać na korytarzu. Po godzinie pani pozwoliła mi do niej wejść, Rose płakała. Wiedziałam co się stało, tylko na nią spojrzałam.
-On umarł... Nie żyje... On nie żyje! - krzyknęła i rozbeczała się na dobre
-Wiem, wiem... Ciiiicho, proszę. Uspokój się, wszystko będzie dobrze... - mówiłam jej, ale wiedziałam że dobrze na pewno nie będzie
Przez 10 minut siedziałam z nią przytulona i nie powiem, też mi się zachciało płakać. Potem Rose usnęła, a ja wyszłam z sali.
-I co się stało? - chłopcy doskoczyli do mnie
-Nic... - powstrzymywałam łzy - Ona... Poroniła... Louis przepraszam... - spojrzałam na niego, ale on zjechał po ścianie i schował głowę w dłoniach
Nad ranem wróciliśmy do domu. Znaczy się, ja i Harry. Louis powiedział że przy niej zostanie, a jak będzie można ją wypisać to zadzwoni. Gdy reszta dowiedziała się o tym... No cóż, przyjęli to... Z dezaprobatą :/

Nie wiem... Podoba się czy mam coś pozmieniać? :) Komentarze, komentarze i jeszcze raz komentarze czy to lubicie *.*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz