poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 26

Rano obudziłam się sama w łóżku. Hazzy nie było. Spojrzałam przez okno. Świeciło słońce, było bardzo ładnie. Zaszłam na dół, tam też nikogo nie zastałam. Zrobiłam sobie tosty, nalałam soku pomarańczowego i wyszłam przed dom. Usiadłam na huśtawce i rozmyślałam gdzie wszystkich wywiało.
-Smacznego - powiedział ktoś za moimi plecami
Zlękłam się i aż upuściłam talerz na trawę, rozbił się. Odwróciłam pomału głowę i zobaczyłam faceta ubranego w czarne dżinsy i koszulę. To był ten facet, który przywiązał mnie do krzesła. Wstałam, ale nie trwało to długo, ponieważ przewróciłam się na klombie, porośniętym trawą i różnymi chwastami-no cóż, to dopiero początek wiosny, więc nie ma się co dziwić że nie ma tam kwiatów. Wszedł przez bramkę i podszedł do mnie.
-Widzę że ostatnim razem się wycwaniłaś i mi uciekłaś... Ale nie martw się, przez chwilę cię obserwowałem i wiem gdzie, co i kiedy, chciałabyś robić
-Nic o mnie nie wiesz! - zakrzyczałam
Próbowałam się ponieść, ale czułam się jakbym ważyła ze 400 kilogramów i nie mogła ruszyć dupy z miejsca.
-Wiem więcej niż ci się wydaje, mała... - podniósł mnie za koszulkę i przystawił blisko siebie - A teraz zrobimy tak... Wejdziesz ze mną do domu i poczekamy razem na twoich przyjaciół. Gdy przyjdą oświadczysz im że idziesz ze mną... Wymyślisz coś... Na przykład, że jesteś we mnie na zabój zakochana, ale nie mogłaś im o tym powiedzieć, albo coś w tym rodzaju, zrozumiałaś?
Pokiwałam lekko głową. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. "Wiedziałam że tak będzie, że coś mi się stanie..." myślałam sobie. "Idiotko dlaczego nie posłuchałaś przyjaciół i nie poszłaś na policję!?! Jesteś debilką!".
Mężczyzna pchnął mnie ku drzwiom.
-No już... Chyba nie będziemy tu marznąć i wejdziemy do domu, co?
Lekko otwarłam drzwi. Kazał mi usiąść przy stole, sam usiadł z drugiej strony. Wyciągnął się przed siebie i wpatrywał się we mnie bez opamiętania.
-Wiesz co? Nie wiedziałem że to kiedyś komuś powiem, ale podobasz mi się... - zaczął się śmiać - Jak na gówniarę to niezła z ciebie laska...
-Czego ty ode mnie chcesz? Pieniędzy? Moi rodzice zapłacą ci każdą cenę, tylko proszę nie rób mi krzywdy... - mówiłam przez łzy
-A czy koś powiedział że ci zrobię krzywdę? Nie... Ja po prostu chce się fajnie bawić - uśmiechnął się szyderczo - Gdzie masz tu kibelek? Coś mnie ciśnie
-Tamte drzwi... - pokazałam mu palcem z myślą że jak tylko tam wejdzie, ucieknę
-Dziękuję... Ale ty możesz mi zwiać, nieprawdaż? - wyciągnął kajdanki z kieszeni - Choć ze mną... - pociągnął mnie i po chwili byłam przypięta do drążka w kuchni - Nie ruszaj się skarbie... - musnął moje usta swoimi, a ja nie zastanawiając się ani chwili oplułam go - Nie wypada tak mojej damie...- dał mi w twarz i wycofał się do łazienki
Policzek pulsował mi z bólu, ale nie mogłam tak stać bezczynnie. Niedaleko mnie leżał telefon. Spojrzałam na drzwi... Jeszcze tam siedział. Szybkim ruchem wyciągnęłam dłoń po telefon, ale zabrakło mi kilku centymetrów, by go dostać. W tym samym czasie usłyszałam podjeżdżający pod dom samochód i śmiech Niall'a. Wrócili! Oni wrócili! Pomogą mi, a jego odstawią na policję!
Ktoś złapał mnie od tyłu, a moją rękę która wciąż była wyłożona na blacie w celu dostania się do telefonu została szybkim ruchem z powrotem przywrócona do "dawnej" pozycji. Facet odpiął mnie i posadził na krześle.
-To teraz tylko czekamy aż wejdą do domku - uśmiechnął się i zajął swoje miejsce
Usłyszałam że ktoś wkłada klucz do drzwi, jednak one były otwarte. Chyba się rozbierali, bo słychać było ich przytłumione głosy.
-Ale Sophie będzie mieć radochę jak to zobaczy - Louis powiedział i wszedł do salonu
Zobaczył najpierw mnie całą zapłakaną, a gdy zrobił trzy kroki do przodu zobaczył tego palanta.
-O kurwa... - wyrwało mu się
-Lou, co się sta... - Megan stanęła koło Louis'a i przyglądała się mi
Po chwili reszta też to zobaczyła. Harry'ego z nimi nie było. Wstałam i zaczęłam iść w ich stronę, ale mężczyzna złapał mnie i przyłożył coś do głowy. To był pistolet.
-Cześć - powiedział i spojrzał po wszystkich - Mam na imię Nicolas i jeżeli będziecie posłuszni to ani wam, ani koleżance nie stanie się krzywda
-Puść ją! - Rose zakrzyczała - Co ona ci takiego zrobiła!?!
-Skradła moje serce... Jestem w niej do szaleństwa zakochany... Jak widać chyba - pocałował mnie w policzek, a ja odsunęłam od niego głowę - No dobrze, wolisz to robić bez widowni
Liam zaczął wystukiwać coś w telefonie, ale "Nicolas"-kuźwa co to ma być?!?-podszedł do niego i przystawił mu pistolet do czoła. Wziął mu telefon i przeczytał na głos.
-Harry dzwoń na policję i przychodź tu szybko, bo jest tu f... Co dalej chciałeś napisać, co?
Liam się nie odezwał.
-Pytam się co chciałeś napisać!
-Bo... bo jest tu facet i... celuje w Sophie - wyjąkał
-Ojj, nie ładnie tak z twojej strony... A czemu właśnie do niego? To jest jej - pokazał na mnie - chłopak czy coś?
-Niee... Nie wiem...
W tym czasie do domu wszedł Harry i krzyknął od progu, śmiejąc się "Coś jest na śniadanie?". Wykorzystałam moment i wybiegłam z kuchni. Podbiegłam do Hazzy i przytuliłam się do niego.
-Sophie, co jest? - spojrzał mi w oczy
-On tu jest... Przyszedł po mnie...
-Kto taki?
-Jak myślisz kochasiu?!? - facet stanął w progu z pistoletem wycelowanym na nas - O kogo jej może chodzić?

Dobra, wiem... Trochę denne.... Nie wiedziałam co wymyślić :P Kolejny rozdział dodam za niedługo, ale nie wiem jeszcze kiedy... Komentujcie, proszę! ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz